sobota, 1 grudnia 2012

Finanse, kasa, szmal, hajs.


Money, money, money. Ostatnio na wykładzie o modelach biznesowych w mediach nasz wykładowca zaczął od tej piosenki:) wesoło!
Chciałam dziś rozwiać wszystkie Wasze wątpliwości związane z kosztami studiowania w Londynie. Podzielę to na parę sekcji: studia, zakwaterowanie, transport i życie.

STUDIA!
Studia same w sobie niestety od 2012 są droższe. Mam szczęście, bo załapałam się na ostatni rocznik, który płaci mniej, ale na Waszym miejscu nie martwiłabym się tym za bardzo. Bycie zadłużonym na 27 000 funtów zanim jeszcze wejdziecie na rynek pracy brzmi jak kompletny koszmar, ale prawda jest taka że to lepszy kredyt niż w jakimkolwiek banku. Aplikujemy na tej stronie: http://www.studentfinance.direct.gov.uk/portal/page?_pageid=153,4680119&_dad=portal&_schema=PORTAL najwcześniej w kwietniu. 
Zaczynamy spłacać dług po studiach w momencie kiedy zarabiamy więcej niż 15 000 funtów rocznie lub 9480 funtów rocznie jeśli po studiach wrócimy do Polski. Płacimy co miesiąc 9% od ilości jaką zarabiamy ponad ustanowione minimum. Jeśli ciężko Wam zrozumieć moje tłumaczenie tu jest oficjalny przewodnik: https://www.gov.uk/student-finance/overview a tutaj jest przewodnik Zosi: http://studia-pr-londyn.blogspot.co.uk/p/finanse.html 
Poza czesnym, sama uczelnia nie kosztuje tak naprawdę nic. Wraz z legitymacją studencką otrzymujemy własny przydział na drukarkę i ksero, który spokojnie wystarcza, książki są dostępne w bibliotece i nikt nie wymaga kupowania własnych. Dodatkowe koszty więc to najwyżej własny laptop, długopis i notatnik:)


ZAKWATEROWANIE!

Tu opcji jest parę, więc postanowiłam przedstawić Wam plusy i minusy każdej z nich:


Plusy

Minusy

Akademik uniwersytecki

+ MNÓSTWO znajomych

+ MNÓSTWO przygód

+ 2 kroki od uniwersytetu- brak kosztów transportu

+ Nigdy nie czujesz się samotny(a), bo za dużo wkoło Ciebie ludzi i nie masz na to czasu przez imprezy

+ Nie musisz stresować się szukaniem mieszkania zanim jeszcze zdołasz się osiedlić w tym wielkim mieście- a innych stresów i tak Ci przecież nie brakuje
- Jest duża szansa, że zaoszczędzone na transporcie pieniądze wydasz na alkohol

- Twoje jedzenie najprawdopodobniej będzie często znikać ze wspólnej lodówki

- Akademik jest droższy niż większość domków i mieszkań, które można wynająć w okolicy naszego kampusu.

Akademik prywatny

+ Zazwyczaj odrobinę wyższy standart

+ Mniej kontroli ze storny uniwersytetu


-Dalej od uniwersytetu

-Wyższa cena

-Dalej mieszkasz w akademiku, ale nie jesteś w “centrum wydarzeń”- wiecie o co mi chodziJ

Wynajem

+ Niższa cena

+Może być bardziej rodzinnie i przytulnie ( jeśli mieszkasz z właściwymi ludźmi)

+ Nikt nie biega po korytarzu śpiewając nago o 4 nad ranem przed ostatecznym terminem, kiedy masz oddać esej (jeśli mieszkasz z właściwymi ludźmi)
- ze współlokatorami naprawdę trzeba się dobrze dogadywać. Jeśli kontrakt podpisywany jest razem i jedna osoba nie ogarnia czynszu, czy rachunków, wszyscy macie problem. Trzeba po prostu dobrze trafić, a z tym ciężko przed pierwszym rokiem studiów, kiedy nie zna się nikogo.


Orientacyjne ceny: 
Akademik na uniwersytecie- od 110 funtów za tydzień (opłaty wliczone)
Akademik prywatny- 150 funtów za tydzień (opłaty wliczone, + darmowy bilet miesięczny)
Wynajem- nawet od 60 funtów za tydzień (+ opłaty)


TRANSPORT

Transport w Londynie jest drogi. Kropka. Z kartą Oyster płaci się mniej, ale wciąż są to ceny dla Polaka szokujące. Za przejazd metrem z Oysterem ze strefy 4 (w której mieści się mój kampus) do strefy 1-centrum płacimy 2,60 funta. Jeden przejazd autobusem z kartą to 1,6. 
Można zaopatrzyć się w studenckiego Oystera, który upoważnia nas do zniżek na bilety okresowe, a jeśli chcemy zaoszczędzić jeszcze więcej, polecam National Rail Card. Sama karta kosztuje 26 funtów, ale jeśli połączymy ją ze studenckim oysterem płacimy 33% mniej za każdy przejazd metrem, czy pociągiem.

ŻYCIE

Jedzenie jest droższe niż w Polsce, ale nie dużo. Zależy tak naprawdę od tego co chcemy kupować. Makarony z sosem i tosty- klasyczne polskie studenckie jedzenie sprawdza się też tu. Wokół dużo polskich sklepów, ale w większości są droższe niż supermarkety. Polecam sklep ASDA, najtańszy w UK lub Iceland gdzie kupimy gotowe mrożone posiłki za bardzo małe pieniądze.
Alkohol przemycamy z Polski ;) Generalnie jest drożej,  puszka piwa kosztuje funta, bardzo tanie wino 4 funty. O cenach mocniejszych trunków nie powinnam wspominać, bo przyprawiają mnie o płacz.
Więcej o życiu w kolejnych notkach!

CZY TAK NAPRAWDĘ JEST DROŻEJ STUDIOWAĆ W LONDYNIE?

Odpowiedź brzmi NIE. Patrząc na ceny owszem, ale porównując kwoty jakie rodzice wydają, żeby utrzymać studenta w Polsce i to co płacą za ogarniętą osobę w UK na pewno nie.

Student w Wielkiej Brytanii ma przede wszystkim czas na pracę. Bary, kawiarnie, restauracje, supermarkety, sklepy odzieżowe, wszystkie te firmy zatrudniają studentów. Ja sama pracuję we włoskiej restauracji. 
Owszem, przez pierwszy rok nie mogłabym przejść bez pomocy finansowej rodziców- zapłacili za moje zakwaterowanie i pomagali w potrzebie, kiedy pensja z baru nie wystarczała. Ale przez drugi rok przechodzę dzięki oszczędnościom z wakacji kiedy pracowałam na pełny etat. Płaca minimalna za godzinę to 6.13 funtów, jako student nie płacimy podatków!!!!!!!!!!! 

Uniwersytet ma też mnóstwo różnych stypendiów. O stypendia na czesne aplikujemy do kwietnia przed rozpoczęciem nauki na uniwersytecie. Jeśli dostaniemy takie stypendium, nasz dług nie będzie tak gigantyczny po studiach:) Są tez stypendia socjalne, nagrody za dobre wyniki w nauce- 1000 funtów, które możecie przeznaczyć na cokolwiek chcecie. 

Mam nadzieję, że jesteście przekonani, że wszystko jest możliwe jeśli ma się determinację i pasję.

A tu ktoś, kto tłumaczy dlaczego warto jest płacić więcej za czynsz i metro, żeby mieszkać w tym wspaniałym mieście! 
http://www.standard.co.uk/comment/comment/london-costs-but-thats-a-small-price-to-pay-8371619.html

ODWAŻCIE SIĘ STUDIOWAĆ W LONDYNIE



7 komentarzy:

  1. szkoda, że autorka bloga zapomniała już jak się mówi po polsku
    "z zony 1 do zony 4"
    "..do kwietnia przed rozpoczęciem uniwersytetu"
    te zwroty sprawiają mi fizyczny ból, błagam zedytuj to i ukróć moje cierpienia!!! bo przywodzą na myśl nieprzychylne opinie o polaczkach-wieśniaczkach za granicą, miast zachęty do emigracji naukowej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Booże. Nie przesadzaj. Dziewczyna świetnie zna angielski, wyjechała do Anglii, na co dzień posługuje się właśnie ANGIELSKIM, a Ty się będziesz jej czepiać za dwa drobne błędy. Twoja wypowiedź zaś przywodzi mi na myśl typowego polaczka, który we wszystkim widzi problem i we wszystkim go znajduje. Mam tylko nadzieję, iż autorka bloga nie przejmuje się tak idiotycznymi wypowiedziami odwiedzających (które świadczą o ich ilorazie inteligencji).

      Usuń
  2. Przykro mi, że uraziłam Cię swoim językiem i przepraszam, że nie sprawdziłam notki przed jej opublikowaniem. Czytając ją teraz uważnie zauważyłam więcej błędów, ale moim głównym celem była łatwość czytania i przekazanie jak największej ilości informacji w jak najkrótszym tekście.

    Odpowiadając na Twój komentarz zdałam sobie też sprawę jak dużo przez te półtora roku ubyło z mojej intuicji językowej. Każde zdanie które piszę wydaje mi się mieć złą konstrukcję. Chyba czas przestać czytać wyłącznie po angielsku.
    Jeśli masz ochotę wracać na bloga, mimo bólu jaki Ci to sprawia, zawsze chętnie przeczytam sugestie co do języka w komentarzach- zdaję sobie sprawę ze swojej ułomności.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę się, że blog ruszył! Link do mnie co prawda nie działa, także jeśli chcesz to popraw, ale w sumie i tak większość wyjaśniłaś ;)

    Co do języka polskiego - też zauważyłam, że po 3,5 roku w UK zapominam polskich słów jeśli się zagapię, czasem wplotę w zdanie jakiś mały ponglish ("spotkaj mnie na..." czy coś w tym stylu :)), a do większości rzeczy, które już w UK poznałam (słownictwo branżowe, skróty czy nazwy których przed przyjazdem nie znałam lub rzadko używałam) nie znam polskich odpowiedników. Co prawda u mnie raczej to się zdarza przy mówieniu... ale myślę, że drobne wpadki językowe przy posługiwaniu się na codzień innym językiem nie są niczym nadzwyczajnym. To kwestia przyzwyczajenia - po dwóch dniach pobytu w Polsce przestawiam się na ojczysty język w 100% i nie robię już żadnych błędów :) wydaje mi się, że to kwestia indywidualna... :)

    A ta zona, to typowy ponglish, sama czasem inne ponglishowe zwroty niechcący wplatam w zdanie, jeśli rozmawiam z Polakami również tu mieszkającymi. Na zasadzie "jak to jest po polsku?", wiadomo o co chodzi, przyspiesza to po prostu tok rozmowy, ale nie sprawia, że ktokolwiek używa tego będąc w Polsce lub w bardziej formalnej sytuacji ;) całe szczęście nie udało mi się jeszcze usłyszeć stereotypowego "luknij przez łyndoł czy nasza kara stoi na kornerze". :)

    OdpowiedzUsuń
  5. bardzo fajny blog i ciekawe artykuły, gratuluję. c;

    OdpowiedzUsuń
  6. Szczerze mam dopiero 15 lat, ale już myślę o studiach. Ta strona bardzo mi pomaga. Mam pozytywne myśli ;D

    OdpowiedzUsuń